Jak zostałam zabita śmiechem...
T.
krąży. Wdrapuje się na moje nogi. Podszczypuje. Podpiskuje. Generalnie
rozpiera go energia, a ja nie mam sił, żeby skierować ją na bardziej
kreatywne tory. Toć człek po pracy. Człep, po pracy!
- T. jestem wielkim zmęczem! Proszę! Bo za chwilę wybuchnę!
- śmiechem? - pyta euforycznie T. i rozbraja mnie totalnie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz