piątek, 30 listopada 2012

Jak zostałam zabita śmiechem...

T. krąży. Wdrapuje się na moje nogi. Podszczypuje. Podpiskuje. Generalnie rozpiera go energia, a ja nie mam sił, żeby skierować ją na bardziej kreatywne tory. Toć człek po pracy. Człep, po pracy!

- T. jestem wielkim zmęczem! Proszę! Bo za chwilę wybuchnę!
- śmiechem? - pyta euforycznie T. i rozbraja mnie totalnie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz