sobota, 19 października 2013

Sobotnie popołudnia

Jak byłam mała, mieszkała z nami Babcia. Klasyczna - przy tuszy, z kokiem i iskrą w oku. Nauczyła mnie grać w karty i gwizdać.

Sobota kojarzy mi się z Babcią, a w zasadzie z jej drożdżowym, które rytualnie prawie zjadaliśmy na gorąco, mimo przestróg "że na ciepło się nie je, bo można dostać skrętu kiszek". W końcu i orędownicy jedzenia na zimno łamali się i sięgali po parujące drożdzowe... Zapewne w obawie, że wszystko zostanie zjedzone co do okruszynki.

Drożdzowe Babci, zaplecione wprawdzie w chałkę, ale składniki te same. Babcine wypełniało po brzegi dużą kwadratową blachę. Moje w keksówce. Reszta poszła na rogaliki :)


3 komentarze:

  1. Nie ma nic lepszego niż drożdżowe! U mnie wczoraj były drożdżowe rogaliczki z marmoladą i rozeszły się jeszcze ciepłe ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pychota! Ja też bawię się dziś z drożdżami, ale w trochę innej wersji, bo robię ciasto na pizzę :)
    Pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń