Sobota kojarzy mi się z Babcią, a w zasadzie z jej drożdżowym, które rytualnie prawie zjadaliśmy na gorąco, mimo przestróg "że na ciepło się nie je, bo można dostać skrętu kiszek". W końcu i orędownicy jedzenia na zimno łamali się i sięgali po parujące drożdzowe... Zapewne w obawie, że wszystko zostanie zjedzone co do okruszynki.
Drożdzowe Babci, zaplecione wprawdzie w chałkę, ale składniki te same. Babcine wypełniało po brzegi dużą kwadratową blachę. Moje w keksówce. Reszta poszła na rogaliki :)
Nie ma nic lepszego niż drożdżowe! U mnie wczoraj były drożdżowe rogaliczki z marmoladą i rozeszły się jeszcze ciepłe ;-)
OdpowiedzUsuńPychota! Ja też bawię się dziś z drożdżami, ale w trochę innej wersji, bo robię ciasto na pizzę :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko
Smakowicie to wygląda :)
OdpowiedzUsuń